poniedziałek, 4 listopada 2013

Czas relaksu



Wszyscy Święci świętowali 1-go Listopada. W Dzień Zaduszny świętowało nasze oratorium nad jeziorem w Samfya.

Gorący piasek parzył nas w stopy. Żar z nieba coraz bardziej i bardziej popychał w kierunku wody. Rozkołysane fale zachęcały, aby się w nich zanurzyć.

Zaczęliśmy od rozgrzewki na plaży. Kilka przewrotów w przód na piasku, potem przerzut bokiem, przejście do mostka ze stania na rękach i pokazy piramid gimnastycznych. Jeszcze zbiórka pod drzewem i ostatnie wytyczne siostry Marty.

W końcu wystartowali. Na sygnał dziewięćdziesiąt chłopców i dziewcząt zerwało się do biegu w kierunku wody, jak wypuszczeni z bloków startowych. Woda w jeziorze zakotłowała. Zabawom w wodzie nie było końca.

Nawet Harrison, największy „fochacz” w oratorium, odzyskał siły. Dzień wcześniej siedział na schodach, przybity, jak gwóźdź. 
- Co ci jest?- podeszłam do niego.
- Moja moc odeszła- wyszeptał.
- Zadzwoń do Zesco (dostawca energii w Mansie), niech ci włączą power- zażartowałam.
Na chwilę odzyskał humor.
W Samfya uśmiech nie schodził z jego twarzy. Wdrapywał mi się na barki, potem odbijał się ze stóp i wskakiwał do wody.

Pora na lunch. Mama Kalale ugotowała tradycyjną Nshima na wodzie z jeziora.  Natrudziła się, żeby ją dokładnie wymieszać  w wielkim garze. Łyżka do mieszania okazała się za krótka. Nasi pomysłowi liderzy przynieśli długie wiosło z łódki. I problem rozwiązali.

Po obiedzie bawiliśmy się dalej. Usiadłam na plaży, za chwile dołączyło do mnie kilku chłopców. Robiliśmy tunele w piasku. Potem chłopcy zrobili mi niespodziankę. Dostałam piękne pantofelki w kolorze piaskowym.

Wróciliśmy o godzinie 18.00. Zmęczeni szczęściem. Mansa powitała nas deszczem.

Każdy moment naszego życia jest obrazem, którego wcześniej nie widzieliśmy i którego już nigdy nie zobaczymy. Żyjmy tak, aby każdy moment był piękny…








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz