niedziela, 23 lutego 2014

Wróg czy przyjaciel?



Podniosłam głowę z poduszki, jak porażona prądem. Co się dzieje? Skąd ten hałas?
Pukał do okna. Krzyczał tak długo, aż zdołał mnie obudzić z głębokiego snu.
Wygrzebałam się spod koca. Która godzina?
Jak długo tak dudni i sieje grozę?

Moskitiera zaplątała mi się między stopami. Ciemno. Nic nie widzę. Czekam chwilę. W końcu moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Zerknęłam na zegarek. Minęła 1.25 w nocy. Wyskoczyłam z łóżka. Gdzie są moje buty? Włączyłam przycisk światła. Nie ma prądu. Co się dzieje?

Wymacałam latarkę. Poszłam do drugiego pokoju. Okno otworzone na oścież. Próbował się przez nie wedrzeć do środka. Tylko krata przeciw komarom zagrodziła mu drogę. Ryczał wściekle. Zasłony z firanką powiewały w górę i w dół. Wystraszyłam się. Moja wyobraźnia spotęgowała ten strach.
- Zrób coś -  brzęczało mi w uszach - Nie stój tak!

Zamknęłam okno. Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi. Zajrzałam do kuchni. Pozamykałam wszystkie okna, przez które mógłby wtargnąć do środka. Wróciłam do swojego pokoju. Wyłączyłam latarkę. Zagrzebałam się pod moskitierę. Zagrzebałam się pod koc. I nasłuchiwałam.

Co krzyczał? Dzisiaj znowu nikt nie przyjdzie! Będziecie same.

Od jakiegoś czasu nawiedza nas codziennie. Czasami w dzień. Coraz częściej w nocy. W tym miesiącu już w trzeci niedzielny poranek utrudnił ludziom życie. Do tego stopnia, że nawet na Eucharystię nie przychodzą. Porozganiał nasz „angielski chór”. Zostało nas pięcioro. 

Mimo deszczu, dzisiaj również dałyśmy z siebie wszystko. Chwaliłyśmy Boga najlepiej, jak potrafiłyśmy. Ksiądz Bosco dziękował za śpiew, ale nie „angielskiemu chórowi” tylko „chórowi Mozzarello”. Siostrzyczki jeszcze nie zawiodły. One nie boją się DESZCZU.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz